Utrudnione naprawy w nowych samochodach

Ostatnie zjawiska w przemyśle motoryzacyjnym mogą budzić niepokój. Producenci coraz częściej utrudniają drobne naprawy nowych samochodów, co można zauważyć na przykładzie amerykańskiego posiadacza pickupa, który demaskuje problem z wymianą wewnętrznej klamki drzwi.
Plastikowe klamki drzwiowe pękają, co wydaje się niewielkim problemem, ponieważ zazwyczaj można je łatwo wymienić. Wystarczy odkręcić dwie śruby, odpiąć klamkę od linki i zamontować nową. To naprawa, którą można zrealizować samodzielnie w przydomowym parkingu. Jednak w nowoczesnych samochodach wszystko jest sklejone w jedną całość – boczek drzwiowy nie pozwala na nawet tak prostą wymianę jak przełączniki sterowania szybami. Zachęcamy do obejrzenia nagrania, które to pokazuje.
W przytoczonym przypadku pickupa każdy element boczka drzwiowego, jak zamek centralny czy głośnik, zamocowany jest na plastikowe nity, które wymagają przecięcia, aby cokolwiek rozłączyć. Dodatkowo, dostęp do tych nitów jest znacznie utrudniony. Demontując, można zniszczyć element i nie być w stanie zamontować używanych części. Najłatwiejszym rozwiązaniem staje się wizyta w serwisie ASO, gdzie wymiana całego boczka drzwiowego może kosztować cztery cyfry w dolarach. Dlaczego tak jest? Bo mogą.
Niestety, to nie jest odosobniony przypadek. Co więcej, sytuacja jest bardziej skomplikowana w przypadku akumulatorów w samochodach elektrycznych. Kiedy słyszymy na prezentacji, że akumulator stanowi structuralny element podłogi, już wiadomo, że naprawa staje się niemożliwa. Uszkodzenie jednej komórki przynosi tylko jedną opcję: wymianę całego akumulatora. W niektórych skrajnych przypadkach przebicie obudowy może kosztować nawet 150 tysięcy złotych. W modelach takich jak Skoda czy Volkswagen wymiana tylnych klocków hamulcowych wymaga zwolnienia silniczka EPB, co wymaga połączenia komputerowego z centralą – oczywiście, odpłatnie.
Czy to nie powinno być jakoś uregulowane prawnie?
Teraz ujawniamy kluczowy wątek, który jest jeszcze bardziej intrygujący niż nitowana klamka w Chevrolecie. Prawo znane jako „right to repair” to największy wróg korporacji motoryzacyjnych, które wdrażają różnorodne legalne i półlegalne sposoby, aby zablokować jego wprowadzenie. Dla entuzjastów wolności i braku regulacji – w Internecie znajdziemy stronę Narodowego Zgromadzenia Parlamentów Stanowych w USA poświęconą temu tematowi. Tylko cztery stany, w tym Massachusetts, Nowy Jork, Kalifornia i Minnesota, podjęły jakieś działania w tej sprawie, ograniczając je do maszyn rolniczych i elektroniki, pomijając samochody. Niektóre stany, jak Missisipi, nawet nie próbowały wdrożyć zmian, a wiele z prób zakończyło się niepowodzeniem. Dlatego amerykański pasażer wydzierający się na boczek drzwiowy ma taką „wolność”, jaką marzył – polega ona na tym, że wielka korporacja tworzy zasady według własnego upodobania i nikt nie wchodzi jej w drogę.
Jednak Unia Europejska, jak to często bywa, wprowadziła własne regulacje dotyczące prawa „right to repair”.
Podano szczegóły dyrektywy przyjętej przez Parlament Europejski w kwietniu zeszłego roku. Istnieje jednak szansa, że samochody produkowane na rynek europejski będą bardziej naprawialne niż ich amerykańskie odpowiedniki. Być może jeszcze na jakiś czas uda się uniknąć jednomateriałowych boczków drzwiowych. Co, gdyby ktoś tęsknił za amerykańską „wolnością”? Wydaje się, że to już za nami.